Marka Anchor pojawia się w dostępnych w Polsce wzorach równie często jak DMC, jednak to ta druga zyskała większą popularność wśród polskich hafciarek. Zainteresowana co wpływa na ten wybór postanowiłam lepiej jej się przyjrzeć oraz ją przetestować.
Brytyjska firma Coats jest liderem wyspiarskiego rynku włókienniczego, a ich historia sięga aż do XVIII wieku, kiedy to, ze względu na blokadę nałożoną na Wielką Brytanię przez Napoleona, w kraju zaczęło brakować jedwabiu, niezbędnego do produkcji odzieży. Dwóch braci James i Patrick Clark zajmujących się włókiennictwem stworzyło bawełnianą przędzę, która byłą niezwykle delikatna i gładka, a jednocześnie bardzo wytrzymała. Tak zaczęła się produkcja nici bawełnianych, które tańsze i bardziej dostępne od jedwabiu, szybko podbiły serca Europejczyków.
W XIX wieku popularność wyrobów marki Coats była już tak duża, że ich fabryki włókiennicze zaczęły postawać także na terenie kontynentalnej Europy. Pierwsza z nich powstała w niemieckim Freiburgu, gdzie firma Coats połączyła się z dobrze znanym już na rynku niemieckim wytwórcą przędzy Mez Sticktwist i to właśnie z tego związku narodziła się mulina Anchor jaką znamy.
Moje pierwsze wrażenia z nićmi Anchor były mocno mieszane. Z jednej strony bogata gama kolorystyczna (446 kolorów), z drugiej sztywne w dotyku motki, sprawiające wrażenie łatwo niszczących się. Po kilku pierwszych krzyżykach moja opinia uległa zmianie. Mulina bardzo łatwo rozdziela się na pasma, nie strzępi się i nie urywa. Nadaje wyszywanemu obrazowi delikatny połysk. Krzyżyki stawia się niezwykle łatwo, i dzięki temu, że nić się nie plącze, są równe i ładnie się prezentują. Nie miałam jeszcze okazji prać mojej robótki, jednak na stronach wielu pasmanterii, które mają w ofercie mulinę Anchor można znaleźć informacje, że może ona odbarwiać się podczas kontaktu z wodą (głownie odcienie ciemnoczerwone i ciemnoniebieskie). Odradzane jest namaczanie nici w zimnej wodzie oraz używanie środków piorących.
Dodatkowo w palecie możemy spotkać numery oznaczone gwiazdką, która symbolizuje motki mogące delikatnie różnic się od siebie w obrębie jednego koloru (wynika to ze zmiany pochodzenia barwników oraz zaprzestania używania naftolu, dzięki czemu produkcja stała się bardziej ekologiczna). Oznacza to w uproszczeniu, że należy unikać łączenia między sobą kolorów np. 70 i *70, ze względu na możliwość wystąpienia dostrzegalnej różnicy w odcieniu.
Ciekawostką może być fakt, że wykonany z okazji 600-lecia bitwy haft „Bitwa pod Grunwaldem” na podstawie obrazu Jana Matejki został utworzony przy użyciu muliny Anchor. Wymiary obrazu to ok 10 na 4 m, a za pomysłem utworzenia go stoją pani Janina oraz Adam Panek. Wzór haftu został utworzony za pomocą polskiego programu Haftix. Wyszyty obraz ze względu na swoją wielkość trafił nawet do Księgi Rekordów Guinnessa (więcej informacji możecie znaleźć na stronie http://www.haftix.pl/bitwa_pod_grunwaldem/).
Bardzo dobrej jakości mulina Anchor jest w Polsce mniej popularna od francuskiej DMC głównie ze względu na niską dostępność w pasmanteriach stacjonarnych. Jej cena również nie należy do najniższych, gdyż za jeden motek (8m) zapłacimy od 2,40zł do nawet 3,40zł. Wiele osób mogło się zrazić do niej także ze względu na wyraźne różnice w odcieniach tego samego koloru, czy możliwość farbowania tkaniny podczas prania. Uważam jednak, że jest to firma, której produktów warto używać. Delikatne przejścia między odcieniami, niesamowita wytrzymałość i połysk to cechy, które pozytywnie wpływają na moją ocenę produktu. Mulina Anchor zapewne na stałe zagości wśród moich zbiorów i wytwarzanych przeze mnie prac.
Anchor:
+ bogata gama kolorystyczna
+ nie zrywa się i nie strzępi
+ nadaje obrazowi lekkiego połysku
+ występuje w wielu wzorach polskich i zagranicznych
- może farbować tkaninę
- dość wysoka cena za 1 motek
- trudno ją dostać w pasmanteriach stacjonarnych
Kartę kolorów muliny Anchor możecie nabyć od ok. 90zł Poniżej odnośnik do karty internetowej – należy jednak pamiętać, że kolory mogą się nieznacznie różnić w zależności od ustawień monitora.
Comments